Zofia Wójcik - Z Ekonomika do Ekonomika
Małgorzata Sławniak - Z tradycją w nowoczesność!
Ja na początku w ogóle nie byłem dowcipny. Więcej, byłem niesamowicie poważny.
Budynek Ekonomika fascynował go już w czasach studenckich, ale nigdy by nie przypuszczał, że los zwiąże go z tą szkołą tak mocno. Jego dewiza życiowa brzmi: „Postępuj zawsze tak, abyś nigdy nie żałował swego postępowania”. O chwilach smutnych i radosnych, o sukcesach i ambitnych planach na przyszłość opowie obecny dyrektor ZS nr 4, Pan Robert Niemiec.
Wkrótce słynny w Jaśle i na Podkarpaciu Ekonomik będzie obchodził swoje 50 – lecie. Pan naszą Szkołę współtworzył, proszę o tym opowiedzieć.
Ekonomik jest słynny zarówno w Jaśle, na Podkarpaciu, ale także i w Polsce, gdyż w Roku Jubileuszowym jest w czołówce krajowych szkół ponadgimnazjalnych. To efekt wieloletniej pracy wszystkich nauczycieli i pracowników. Każdy z kolejnych dyrektorów naszej Szkoły współtworzył ją, jej obraz i markę. Ja mam to szczęście, że sprawuję funkcję w tę piękną rocznicę i cieszę się z całą społecznością jasielskiego Ekonomika, że jest to Szkoła rozpoznawalna, o doskonałej reputacji i bardzo dobrych wynikach. Jeśli chodzi o sformułowanie „współtworzenie” to jest to dobre określenie. Dyrektor ma oczywiście swój wkład w kształtowanie obrazu Szkoły, ale jego działania nie miałyby szans powodzenia, gdyby nie praca wszystkich pracowników, ich zaangażowanie i pasja. Mając takich współpracowników można wiele osiągnąć w realizacji wizji Szkoły. Dodawszy do tego wzorową współpracę z rodzicami, uczniami – mogę powiedzieć bez fałszywej skromności – udało nam się stworzyć bardzo dobrą Szkołę.
Jakie zmiany organizacyjne zachodziły w funkcjonowaniu Ekonomika w latach Pańskiego w nim dyrektorowania?
Zmian oczywiście było sporo. Wynikały one zarówno z ciągłych modyfikacji prawa oświatowego, ale część z nich była realizacją koncepcji funkcjonowania Szkoły. Myślę, że jedną z najpoważniejszych zmian, które okazały się przysłowiowym „strzałem w dziesiątkę” było rozszerzenie oferty edukacyjnej szkoły, w postaci utworzenia IV Liceum Ogólnokształcącego w strukturze Zespołu. Specjalizacja oddziałów w zakresie matematyczno – informatycznym przyniosła ogromne zainteresowania i doskonałe wyniki, także w raportach zewnętrznych. Drugim elementem zmian stało się utworzenie w ramach Zespołu, IV Liceum Profilowanego związanego z kierunkiem kształcenia ekonomicznego. Mimo, że w kraju ten typ szkoły nie znalazł uznania, nasze Liceum Profilowane cieszyło się nie tylko ogromnym zainteresowaniem, ale także osiągało najlepsze w województwie, a także i w Polsce wyniki edukacyjne. Zmiany w prawie oświatowym sprawiły, że ten typ szkoły zniknął z krajowej oferty szkolnictwa ponadgimnazjalnego, ale w historii naszej szkoły zapisał się na pewno „złotymi zgłoskami”. Potwierdzą to, mam tę pewność, wszyscy jego absolwenci.
Trudno nazwać „zmianą” szereg działań, których celem było nastawienie się na kształcenie młodzieży niepełnosprawnej. Myślę, że można tu mówić raczej o pewnym procesie, który w konsekwencji sprawił, że jasielski Ekonomik stał się „Szkołą otwartą”. Jeszcze przed rozpoczęciem sprawowania przeze mnie funkcji dyrektora, do Szkoły uczęszczali uczniowie niepełnosprawni. Trudności, z którymi mierzyli się zarówno oni, jak i ich rodzice, sprawiły, że będąc już dyrektorem podjąłem szereg działań zarówno organizacyjnych, jak i technicznych, sprawiających, że dzisiaj jest to jedna z nielicznych szkół ponadgimnazjalnych przygotowana do pracy z młodzieżą niepełnosprawną fizycznie. Satysfakcję przynosi jednak nie tylko to, że możemy i potrafimy to robić, ale przede wszystkim wyniki tych działań. Wielu naszych uczniów dotkniętych niepełnosprawnością kształci się na studiach, cześć z nich już je ukończyła i często wracają w mury naszej Szkoły z sympatyczną dozą wdzięczności i ciepłymi wspomnieniami. To cieszy najbardziej i utwierdza w przekonaniu, że był to dobry krok, dobry pomysł.
Ze zmianami organizacyjnymi wiąże się także powstanie w ramach struktur Szkoły ośrodków kształcenia nauczycieli. Mając jedno z najlepszych zapleczy informatycznych zainicjowałem powstanie Zakładu Doskonalenia Informatycznego, który poprzez swoją wieloletnią działalność zdobył uznanie w kręgach specjalistów. Na bazie tego doświadczenia współtworzyłem także podwaliny powstania i funkcjonowania Powiatowego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli, czyli popularnego POEN – u. Po kilku latach funkcjonowania w strukturze Zespołu został na mój wniosek osobną jednostką, ale ciągle zlokalizowaną w murach Szkoły.
Duża ilość zmian organizacyjnych, jak wspomniałem wcześniej, wynikała z nowelizacji przepisów oświatowych. Do nich zaliczam przekształcenie nazw i form typów szkół, a w końcu i nazwy Zespołu. W roku 2002 została zmieniona nazwa Zespołu Szkół Ekonomicznych na Zespół Szkół nr 4 w Jaśle. Dla wszystkich zostaliśmy jednak po prostu Ekonomikiem.
Co szczególnie zabawnego zdarzyło się w Szkole za Pana rządów?
Rządów to nie jest najlepsze słowo. Ale rzeczywiście w trakcie sprawowania przeze mnie funkcji dyrektora było parę zabawnych sytuacji. Teraz wspominam to z uśmiechem, ale po objęciu funkcji, podczas pierwszej kontroli, wizytator Kuratorium Oświaty, Pani Urszula Pelczar, poprosiła mnie o książkę odwiedzin. Nogi się pode mną ugięły, bo nigdy nie widziałem takiego dokumentu, a co gorsza nie wiedziała o jego istnieniu także Sekretarz Szkoły – Pani Krystyna Dubiel – chociaż ona wie wszystko. Kiedy z rozbrajającą szczerością wyznałem, że książki odwiedzin „jakoś nie mamy” pani wizytator sprecyzowała, że chodziło jej o „Książkę kontroli”, a tę oczywiście posiadaliśmy. Od tej pory jest dla mnie oczywistym, że kontrola jest po prostu formą odwiedzin.
Kontrole to element stały w przypadku jednostek budżetowych jakimi są szkoły publiczne. Z czasem do nich przywykłem i nie wywoływały we mnie potężnych emocji. Mogłem sobie na to „pozwolić”, a w szczególności w tak newralgicznym obszarze jakim były finanse Szkoły, za sprawą szczególnej osoby – ba osobistości – jaką była pani Stanisława Dołęga, wieloletni główny księgowy. Jej ogromne zaangażowanie, doświadczenie i fachowa wiedza sprawiały, że ja „miałem spokojną głowę”. Zawsze podziwiałem niesamowitą pamięć Pani Stanisławy, która bez problemów przytaczała nie tylko przepisy prawne, ale również elementy historii Szkoły właściwie od samego początku jej funkcjonowania. Bardzo dużo mojej wiedzy praktycznej w dziedzinie finansów, której nie dostarczyły mi studia z zarządzania uzyskałem właśnie od niej.
Jakie miejsce w omawianym okresie wypracował sobie Ekonomik w życiu środowiska lokalnego?
Odpowiedź na to pytanie, a szczególnie obiektywne ocenienie miejsca i roli Szkoły w środowisku lokalnym byłoby dla mnie trudne, gdyby nie fakt, że ocena ta została dokonana przez zewnętrznych ewaluatorów, instytucje niezależne i osoby niezwiązane ze Szkołą. Czytając ich raport na ten temat, mogę powiedzieć, że Szkoła cieszy się bardzo pozytywną oceną środowiska lokalnego. Myślę, że złożyło się na to szereg czynników wynikających z bardzo dużej aktywności Szkoły w różnych inicjatywach i przedsięwzięciach. Z pewnością zaangażowanie się w propagowaniu naszego regionu poprzez zorganizowanie przez Szkołę 3 edycji Międzynarodowego Konkursu Internetowego „…jest takie miejsce w Europie…” pod patronatem Ministra Edukacji Narodowej sprawiło, że w środowisku lokalnym i nie tylko zyskaliśmy uznanie i zainteresowanie.
Kiedy do uznanego i cieszącego się bardzo dobrą opinią szkolnictwa zawodowego dołączyło także kształcenie ogólnokształcące poprzez powstanie w naszej Szkole pierwszych oddziałów (matematyczno – informatycznych) IV Liceum Ogólnokształcącego, Ekonomik zyskał nie tylko dodatkowe odziały, ale także ogromne zainteresowanie wśród kandydatów do szkół średnich, a w konsekwencji także doskonałe wyniki, których zwieńczeniem jest bardzo wysokie miejsce w ogólnopolskim rankingu szkół.
Także bardzo silne zaangażowanie w ideę integracji związane z podjęciem całokształtu działań skierowanych do uczniów niepełnosprawnych ugruntowało wysoką pozycję Szkoły.
Bardzo ważnym aspektem jest także działalność związana z kultywowaniem idei patriotycznych i wolnościowych. Tradycją stało się to, że to w Ekonomiku odbywały się otwarte konferencje naukowe poświęcone najnowszej historii Polski (m. in. we współpracy z IPN), koncerty z udziałem znanych artystów, konkursy i turnieje, z których Konkurs Matematyczny im. H. Steinhausa wyszedł daleko poza granice powiatu jasielskiego.
Współpraca z uczelniami wyższymi oraz zlokalizowanie ich punktów konsultacyjnych w murach Szkoły sprawiła, że o Szkole mówi się często, wszędzie i… zawsze dobrze.
Jakie wydarzenia z życia Szkoły utkwiły w Pana pamięci najmocniej?
Najmocniej w pamięci zapadają niestety chwile smutne. A najbardziej smutnymi były te, kiedy żegnałem na uroczystościach pogrzebowych naszych uczniów, pracowników, nauczycieli. To najtrudniejsze chwile dla nauczyciela, dyrektora, człowieka. Ich obraz jest wciąż żywy.
Jakie osiągnięcia należałoby szczególnie podkreślić w dorobku naszej Szkoły?
Tych osiągnięć na przestrzeni półwiecza było mnóstwo. Każdy z moich poprzedników wymieniłby ich wiele – jak choćby stosowanie najnowocześniejszych technologii, wysoką pozycję Szkoły na mapie szkół polskich, znaczące osiągnięcia w konkursach i turniejach oraz olimpiadach, czego dowodem są niezliczone dyplomy i puchary.
Do jakich momentów swojej pracy chętnie powraca Pan we wspomnieniach?
Jest wiele takich momentów. Zwykle wiążą się one ze zrealizowaniem pomysłów i koncepcji. Jak już wspomniałem wcześniej to czas rozwijania wspólnie z profesorem Janem Zegarowskim i Rafałem Buglewiczem zaplecza informatycznego Szkoły. To także organizacja Międzynarodowego Konkursu Internetowego, tworzenie Zakładu Doskonalenia Informatycznego. Ale najchętniej wracam wspomnieniami do chwil na szkolnych wycieczkach, wyjazdach, kiedy w blasku ogniska śpiewaliśmy z uczniami, żartowaliśmy i piekliśmy kiełbasę po całodniowej, może trochę męczącej, ale pięknej wędrówce. Chętnie również powracam do chwil wizyt i wymian międzynarodowych, pełnych uznania, sympatii i życzliwości ze strony zagranicznych partnerów Szkoły.
Czy w czasie pracy dyrektorskiej przydarzyła się Panu jakaś gafa?
Nie przypominam sobie jakiś większych „wpadek”. Oczywiście zdarzały się potknięcia słowne związane z wysokim poziomem stresu, ale mam wrażenie, że nigdy nikogo nie dotknąłem ani też nie wypowiedziałem kontrowersyjnych stwierdzeń.
Które z uczonych przez siebie klas zapamiętał Pan najbardziej? Dlaczego?
Niewątpliwie najbardziej zapamiętałem klasę Ia2, której miałem szczęście być wychowawcą. To było moje pierwsze i zarazem jedyne wychowawstwo (wcześniej byłem opiekunem oddziału szkoły policealnej, ale to inna specyfika). Byłem bardzo przejęty swoją rolą i trochę zaniepokojony, czy aby dam sobie radę z tą, bądź co bądź, prawie całkowicie „babską” klasą, gdyż poza 2 chłopakami były same dziewczyny. Wydaje mi się, a w zasadzie mam pewność, że los się do mnie uśmiechnął, że trafiłem na tę klasę. Nie przypominam sobie żadnych kłopotów, no może poza zatruciem paru z dziewcząt na wycieczce w Krempnej. Jako wychowawca miałem ten komfort, że moi podopieczni doskonale się samoorganizowali, a mnie zostało wypełnianie zawsze dla mnie nieznośnej dokumentacji. Na studniówce ze zdumieniem stwierdziłem, że te jeszcze niedawno ciche uczennice są już pięknymi kobietami, poważnymi i pełnymi ambitnych planów, o których realizacji rozmawialiśmy na sympatycznym spotkaniu z okazji rocznicy matury w Świątkowej Wielkiej. Witryna NK sprawiła, że z nieustającą ciekawością śledzę ich już dorosłe losy. Z przewodniczącą klasy, Katarzyną Zając, czasami mijamy się w różnych instytucjach, a jedną z wychowanek – Anię Tyrpak (Czupa) spotykam codziennie jako koleżankę z pracy, gdyż jest nauczycielką języka polskiego w Ekonomiku.
Jako dyrektor zetknął się Pan z tysiącami uczniów, niemało z nich Pan także uczył. Proszę wymienić kilkoro z tych, którzy zapisali się w Pana pamięci.
To prawda. Zetknąłem się z tysiącami uczniów i oni się ze mną zetknęli na korytarzach, kiedy sprawdzałem identyfikatory, a ich odruch w postaci sprawdzenia, czy mają je w tym momencie, przypominał pokutniczy gest.
A wracając do pytania – w pamięci zapisują się uczniowie związani z różnymi doświadczeniami. Takim doświadczeniem w sensie dosłownym było wdrażanie w 1997 r. do dydaktyki szkolnej narzędzi internetowych (wtedy praktycznie nie znanych w Polsce), a w szczególności wewnętrznej poczty elektronicznej i grup dyskusyjnych. Najaktywniejsza w wykorzystaniu tych narzędzi okazała się klasa IVth (matura 1997) stąd w pamięci pozostali najaktywniejsi: Bartosz Ziaja, Krzysztof Dziedzic czy też Gabriel Zgirski.
W pamięci pozostali także Konrad i Mateusz Berkowicz, ze swoimi kapitalnymi pomysłami kabaretu szkolnego, a także Piotr Rogowski – idealny odtwórca mojej postaci w skeczach kabaretowych. Oglądanie „siebie” w wykonaniu uczniów dało mi pewien dystans do swojej osoby i tak bardzo czasami potrzebna umiejętność „pośmiania się z samego siebie”.
Dyrektorzy i nauczyciele, chcąc rozbawić uczniów, opowiadają im niekiedy dowcipy. Czy mógłby Pan o takich swoich dowcipach coś opowiedzieć?
Ja na początku w ogóle nie byłem dowcipny. Więcej, byłem niesamowicie poważny, do tego stopnia, że dyrektor Bogdan Rzońca w swobodnej (ale kształcącej) rozmowie zwrócił mi uwagę, abym czasami się do uczniów uśmiechnął, powiedział jakiś dowcip, rozładował atmosferę…
Wtedy trochę mnie to zdziwiło – dzisiaj wiem, że to była jedna z najcenniejszych rad.
Będąc opiekunem gazetki szkolnej podpowiedziałem zespołowi redakcyjnemu, aby zebrać powiedzonka profesorów. Nazbierało się tego sporo. Niektóre z nich, np.: „Moi drodzy parafianie” i „To proste jak półtora metra sznurka w kieszeni” związane są nieodłącznie z konkretnymi nauczycielami (w tym przypadku z profesorem Janem Zegarowskim), niektóre zaś były dowcipami używanymi powszechnie. Najlepsze jednak sformułowania miała zwykle Pani Lucyna Michalska – Świerz, które sprawiały, że uczeń nawet otrzymawszy ocenę niedostateczną siadał roześmiany i bez żalu do wykładowcy. Zawsze jej zazdrościłem tej niezwykłej umiejętności.
Jak wspomina Pan swoje pierwsze spotkanie ze Szkołą, pierwsze lekcje, pierwszą klasę?
Moje pierwsze spotkania z Ekonomikiem były przelotne. Dosłownie, gdyż z ciekawością obserwowałem ogromną szkołę, z wyglądającymi przez okna uczennicami podczas postoju autobusu na Placu Żwirki i Wigury, gdzie kiedyś mieścił się jasielski dworzec autobusowy. Autobus z Sanoka do Krakowa zatrzymywał się na kilkuminutowy postój dokładnie naprzeciwko, a ja nigdy nie pomyślałem, że kiedyś będzie to dla mnie tak bliski budynek, tak bliska Szkoła.
Pierwsze wejście w ceglane mury było związane z nawiązaniem stosunku pracy w charakterze nauczyciela. Jakże ogromna wydawała się szkoła w porównaniu z dworkiem Sroczyńskich, gdzie mieścił się Zespół Szkół Medycznych, w którym już uczyłem. W tym moim „pierwszym wejściu” od razu spotkałem sympatycznych ludzi, dzisiaj moje koleżanki i kolegów, a zupełnym zaskoczeniem było „odkrycie”, że wśród członków kadry pedagogicznej jest koleżanka z „Medyka”, Pani Renata Ridinger.
Po oswojeniu się z zawiłościami architektonicznymi i odkryciu, gdzie jest tzw. „przewiązka” oswajałem się z uczniami, a oni oswajali się ze mną. Wydaje mi się, że pierwszą lekcję odbyłem z klasą IIb, w której przewodnicząca Basia Krajewska zameldowawszy stan klasy stojąc, czekała z ciekawością, co zrobi nowy nauczyciel. A ja zamiast ogłosić informacje o zeszycie, podręczniku itd. od razu zacząłem wykład ku zdumieniu (tak mi się wydaje) uczniów. Dopiero po chwili przypomniałem sobie, że trzeba sprawdzić obecność, podać wspomniane informacje. Wniosek jest prosty – nie tylko uczniowie przeżywają stres związany z nowym nauczycielem.
Jak przebiegała Pana kariera zawodowa?
Pracę zawodową rozpocząłem jako zaopatrzeniowiec w Zakładach Przemysłu Gumowego „Stomil” w Sanoku. To było bardzo ważne i ciekawe doświadczenie życiowe, tym większe, że byłem odpowiedzialny za newralgiczne surowce używane w procesie produkcyjnym. Wyrobiło to we mnie ogromne poczucie odpowiedzialności oraz nie mniej ważną cechę – umiejętność pracy w grupie. Studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, a później także Uniwersytecie Śląskim stały się podstawą wykształcenia, które już jako nauczyciel rozwijałem na innych uczelniach. Doświadczenia z pracy w Samorządzie Studenckim UJ (wiceprzewodniczący) oraz w Kole Naukowym Religioznawców (prezes) zaowocowały na gruncie jasielskim w postaci współredagowania dwutygodnika regionalnego „JASŁO”. Ta „przygoda” dziennikarska miała swoją kontynuację w naszej Szkole, kiedy pełniłem opiekę nad gazetką szkolną, która doczekała się tytułu najlepszej gazetki szkolnej.
Pracę dydaktyczną rozpocząłem w Zespole Szkół Medycznych w Jaśle, a w dwa lata później także w Zespole Szkół Ekonomicznych jako nauczyciel przedmiotów informatycznych. W 1997 r. po objęciu przez dyrektora Bogdana Rzońcę funkcji wojewody krośnieńskiego zostałem powołany do pełnienia funkcji dyrektora Szkoły. Od 1999 roku pełniłem dodatkowo funkcję dyrektora Zakładu Doskonalenia Informatycznego, a od 2001 r. do 2003 r. także dyrektora Powiatowego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli w Jaśle. Decyzją Ministra Edukacji Narodowej zostałem ekspertem MEN ds. awansu zawodowego, a także członkiem grupy eksperckiej dotyczącej szkolnictwa integracyjnego.
Czy kiedy rozpoczynał Pan pracę w Szkole myślał o tym, by zostać jej dyrektorem?
Nie miałem takich myśli. Jako nauczyciela przedmiotów informatycznych zajmowało mnie urządzanie pracowni informatycznej, instalowanie oprogramowania, budowa sieci szkolnej i działania związane z uzyskaniem dostępu Szkoły do (tajemniczego wówczas i mitycznego) Internetu. Z gabinetem dyrektora wiązała się raczej myśl – jak doprowadzić do niego łącze zainicjowanej przez profesora Jana Zegarowskiego i współtworzonej przeze mnie – wewnątrzszkolnej sieci komputerowej. Nie pomyślałbym wtedy, że kiedyś będzie to narzędzie konieczne do mojej pracy nie tylko jako nauczyciela, ale również dyrektora.
Czy trudne jest łączenie roli dyrektora i nauczyciela?
Według mnie są to role bardzo powiązane ze sobą. Nie byłby dobrym dyrektorem szkoły ktoś, kto nigdy nie stanął twarzą w twarz z trzydziestoosobową klasą, ktoś kto nigdy nie rozmawiał z uczniami, prowadził zajęcia, ktoś kto nie miał doświadczeń związanych z procesem dydaktycznym i wychowawczym. Łączenie tych ról wydaje mi się niezbędne, aby utrzymać kontakt z młodzieżą, znać dylematy uczniów i nauczycieli, przecież nadal jestem czynnym nauczycielem. Oczywiście ma to swoje specyficzne strony. Szczególnie wśród uczniów klas pierwszych wzrasta ogromnie poziom stresu, kiedy dowiadują się, że mają mieć zajęcia z dyrektorem (wiem, bo powiedzieli mi to), ale po pewnym czasie zauważają, że „dyrektor też człowiek”, a ściśle mówiąc – nauczyciel. Z czasem odkrywają, że to nawet lepiej, bo mają „wiadomości z pierwszej ręki” w sprawach, które ich nurtują.
Z jakim najtrudniejszym zadaniem zmierzył się Pan jako dyrektor szkoły?
Najtrudniejsze dla mnie są zawsze „Pytania do dyrektora”, czyli coroczne spotkania z młodzieżą, kiedy odpowiadam na pytania przez nią zadane. Nigdy nie wiem, czego będą one dotyczyć, a bywa, że poruszają bardzo ważne sprawy.
Czy ma Pan kontakt z absolwentami naszej Szkoły?
Zawsze kiedy żegnam absolwentów kolejnych roczników mówię do nich, że „drzwi Ekonomika są dla nich zawsze szeroko otwarte”, a oni to pamiętają i często korzystają z tego zaproszenia. Ich wizyty i zawsze ciepłe wspomnienia o Szkole przynoszą poczucie satysfakcji.
Nauczycielowi największą satysfakcję dają sukcesy uczniów, czy miał Pan wychowanków, którzy po ukończeniu Szkoły zrobili karierę zawodową?
Kiedy spotykam naszych uczniów w wielu urzędach, instytucjach, firmach, często piastujących już ważne, bardzo ważne i odpowiedzialne stanowiska, przychodzi mi do głowy myśl, że to także po części jakiś wkład Szkoły w ich karierę zawodową. Może także i mój.
Co Pana szczególnie zajmuje w chwilach poza Szkołą?
To rzeczywiście nieliczne chwile, ale dające możliwość zrealizowania moich pasji, którymi są trekking i wspinaczka skałkowa. Staram się na to przeznaczać jak najwięcej czasu, gdyż aktywność fizyczna daje odpoczynek od nieustających dylematów, rozstrzygnięć i czasami trudnych decyzji. Mam nadzieję, że moje pasje znajdą też pozytywny wymiar w postaci powstania ścianki wspinaczkowej w Jaśle,
o której budowę zabiegam jako prezes Stowarzyszenia Wspinaczkowego „KLAMA”. Drugą moją pasją są zamki, pałace i budowle militarne, ich historia i legendy z nimi związane. No i jeszcze jedno, tajemne hobby, czyli kuchnie świata. Oczywiście w wymiarze literackim, opisowym, chociaż czasami z teoretyka staram się przekształcić w praktyka. Z jakim skutkiem? To już pozostanie tajemnicą.
Jakie są Pana aspiracje i plany związane ze Szkołą?
Część planów zostało już częściowo zrealizowanych. Ale zawsze powstają nowe, czasami bardzo ambitne, które na początku wydają się nie mieć szans realizacji (tak było np. z windą dla niepełnosprawnych). Nie ukrywam, że oprócz nieustannie trwających remontów naszego zabytkowego budynku, podjąłem działania zmierzające do zwiększenia bazy dydaktycznej w postaci adaptacji ogromnych przestrzeni poddasza budynku głównego. Projekt budowlany został już opracowany i uzgodniony z właściwymi służbami, pozostaje go zrealizować, chociaż to przedsięwzięcie ogromnie trudne ze względu na spore koszty. W przypadku zrealizowania tego pomysłu, na najwyższej kondygnacji byłyby pracownie symulacyjne i multimedialne przystosowane do prowadzenia zajęć także dla osób niepełnosprawnych.
Nieocenioną pomoc w sprawach związanych z utrzymaniem budynków Szkoły miałem zawsze ze strony kierownika administracyjno – gospodarczego pana Augustyna Dubiela, który przekładał moje pomysły na dokumentację i ich realizację. A tych pomysłów nie sposób szybko policzyć. A z każdym tygodniem, miesiącem są nowe, jeszcze bardziej ambitniejsze. Moim założeniem jest, aby w zabytkowych murach naszej Szkoły były najnowocześniejsze rozwiązania i technologie – gdyż to jest tradycją Ekonomika. Realizowany obecnie przez nas projekt „Szkoła Nowych Technologii” to początek nowej ery, którą chciałbym wprowadzić w procesie kształcenia. Zawsze byliśmy o krok przed peletonem w tej dziedzinie i chciałbym ten trend utrzymać.
W zakresie organizacyjnym chciałbym, aby zarówno liceum ogólnokształcące, jak i technikum, które są podstawą naszego Zespołu rozwijały się utrzymując tak wysoki poziom (albo jeszcze wyższy) jak obecnie, nie schodząc z czołówki polskich szkół.
W planach nie może zabraknąć także innego, znanego w środowisku aspektu naszej aktywności, czyli współpracy i wymiany międzynarodowej, która sprawia, że mamy partnerów w całej Europie. Liczę na to, że obecne działania sprawią, że lista naszych szkół partnerskich będzie rozszerzała się i Ekonomik będzie miał swoich przyjaciół i sympatyków w wielu miastach europejskich.
Podejmuję także takie działania, które zmierzają do rozwinięcia partnerstwa z ośrodkami akademickimi, mając na względzie nieocenione korzyści, które przyniosły do chwili obecnej współpracę z: Polską Akademią Nauk, Uniwersytetem Ekonomicznym w Krakowie w zakresie patronatu naukowego, czy też Akademią Humanistyczno – Ekonomiczną i Wyższą Szkołą Biznesu WSB – NLU.
Moją aspiracją jest także to, aby rozwijać i rozszerzać możliwości kształcenia się w naszej Szkole młodzieży niepełnosprawnej. Ten aspekt działalności spotkał się w środowisku z powszechnym uznaniem i myślę, że jest naszym poważnym wkładem do realizacji idei integracji.
Jakie rady, wynikające z Pana wieloletnich doświadczeń i przemyśleń, chce Pan przekazać tym dyrektorom, którzy w następnym pięćdziesięcioleciu będą kierować Szkołą?
Przychodzi mi do głowy jedna, ale moim zdaniem zasadnicza rada: sukcesy i osiągnięcia, jakość pracy – są nie tylko związane z zaangażowaniem i ciągłą pracą – zależą przede wszystkim od dobrej atmosfery w społeczności szkolnej. Wynika to z moich przemyśleń potwierdzonych wypowiedziami osób oceniających szkołę z zewnątrz m.in. wizytatorów. Uwagę na to zwrócił mi także w jednej z rozmów, które toczyliśmy często – pierwszy dyrektor Ekonomika, Pan Jan Mrozek, który zawsze dodawał jednak, że zaraz po tym jest: skrupulatnie prowadzona dokumentacja. Tak, więc moje wskazanie, przybiera cechy porady potwierdzonej także doświadczeniami innych.
Czego można życzyć Panu Dyrektorowi z okazji Jubileuszu?
Myślę, że dla każdego dyrektora najodpowiedniejszym życzeniem z takiej okazji jest to, aby za lat kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt pozostało coś pozytywnego. Takim pozytywnym elementem jest sympatyczne wspomnienie absolwentów, pracowników, przełożonych.
Czego życzyłby Pan jasielskiemu Ekonomikowi – naszej Szkole na następne 50 lat?
Moje życzenia są w tym przypadku proste. Życzę tak zaangażowanych i dobrych nauczycieli jakich dzisiaj mamy oraz takich uczniów, jacy przewinęli się do tej pory przez potężne mury Ekonomika, sprawiając, że słowa „Nasza Szkoła” są wymawiane z dumą i sympatycznym wspomnieniem.
Dziękujemy za rozmowę.
Bożena Gogosz, Anna Tyrpak
Zofia Wójcik (nazwisko panieńskie Fara). Uczęszczałam do szkoły średniej w lalach 1965 – 1970. Moja droga do szkoły bardzo podobna była do tej, którą pokonywała młodzież ze środowisk wiejskich. Szkołę wybrali mi w zasadzie moi rodzice. Jestem im za to bardzo wdzięczna, bo sama nie wiedziałam, gdzie się chcę uczyć.
Nie była to łatwa droga, bo trzeba było pokonywać codziennie około 25 km i tyle samo z powrotem (4 km autobusem, następnie 20 km pociągiem i pieszo l km). W zimie mieszkałam na stancji. Po szczęśliwym zdaniu egzaminów wstępnych, znalazłam się razem z moją kuzynką, Krystyną Wojnar, w jednej klasie Ia Technikum Ekonomicznego. Było w niej 48 szczęśliwców (same dziewczyny). Miałyśmy perspektywę spędzenia wspólnie, jak dobrze pójdzie, 5 lat w szkole. 01.09.1965 r. uroczyste rozpoczęcie roku szkolnego w sali kina „Syrena”. Szkoła nie dysponowała własną, tak dużą, salą. Wystąpienie dyrektora, mgra Jana Mrozka miało uroczysty, podniosły nastrój. Z ogromnym zaangażowaniem obserwowałam moich przyszłych nauczycieli, niektórych zapamiętałam z egzaminów wstępnych.
W szkole odbyło się spotkanie z wychowawcą, a był nim mgr Mieczysław Rymar (po pierwszym roku zostałyśmy przekazane mgr Marii Bieniek). Duże znaczenie miał wybór ławki. Przypadł mi rząd środkowy, trzecia ławka od końca i tak już zostało aż do matury. Uczyłyśmy się w sali nr 4, a później w 23. Byłyśmy czwartym rocznikiem tej młodziutkiej szkoły. Jak sobie przypominam – dyrektorem był wówczas mgr Jan Mrozek, z – cą dyr. mgr Eugeniusz Jajko (później zmienił nazwisko na Owiński), sekretarką Ewa Rak, księgową Stanisławą Dołegą, kierownikiem internatu mgr Joanna Hanuś, woźnym Fryderyk Marczyński. Moimi nauczycielami byli: mgr Maria Bieniek, mgr Mieczysław Rymar, mgr Irena Gunia, mgr Mieczysław Wieliczko, mgr Jan Mrozek, mgr Eugeniusz Owiński, mgr Ewa Grün, mgr Zofia Sterek, mgr Józef Zegarowski, mgr Kazimierz Polak, Andrzej Kuczyński, Wanda Mrozek, Henryk Kopyta (później Skupiński), mgr Stanisław Zajchowski, mgr Eugenia Szydło, mgr Adolf Kosiek, mgr Kazimierz Cygan, mgr Wiesław Skoczek, mgr Fryderyka Hendzel, mgr inż. Janina Górka, mgr Józef Porębski, mgr Anna Baystak (obecnie Wojdyła), mgr Stanisław Świrad. Dla każdego z tych nauczycieli zachowałam trwałe miejsce w mojej pamięci.
Niezapomniane są dla mnie również tzw. „lekcje wychowawcze”, na których między innymi wysłuchiwałyśmy informacji dotyczących estetyki stroju i higieny ciała. Obowiązywał strój szkolny: ciemny fartuch z białym kołnierzem (żeby się nie wymiął pod kurtką, był noszony w książce, a dopiero w szkole przypinany do fartucha) i oczywiście przyszyta na ramieniu tarcza (nie na agrafce ani szpilce, bo były za to uwagi z zachowania). Włosy umyte, ręce czyste z obciętymi paznokciami (były sprawdzane) – nie było mowy o pomalowaniu ich lakierem! Na nogach pantofle. Nawet poddawałyśmy się tym rygorom bez większych oporów, dodam nawet, że w klasie IV wszystkie zakupiłyśmy materiał, aby uszyć sobie jednakowe mundurki z marynarskimi kołnierzami. Wyróżniało nas to ze społeczności szkolnej, ale taki cel nam przyświecał – być dobrze postrzeganą klasą. Nie mogłyśmy zawieść zaufania i nie docenić starań naszej Wychowawczyni. Wszystkie chciałyśmy być najlepsze i czego nie mogłyśmy dokonać wiedzą, starałyśmy się nadrobić w inny sposób. Rozwijałyśmy również naszą aktywność artystyczną, pod batutą pana mgra M. Rymara śpiewałyśmy w chórze szkolnym (ciężkie to były chwile, gdy pociąg odjeżdżał, a trzeba było zostać na próbę). Z Krysią Wojnar ćwiczyłyśmy wspólne wykonanie utworów na akordeonach – np. „Poloneza Ogińskiego”, aby się później zaprezentować na szkolnej i pozaszkolnej uroczystości. Pani prof. od j. polskiego, mgr Irena Gunia, niezwykle dużo energii i czasu poświęcała, przygotowując z nami oprawę słowno – muzyczną do różnych okolicznościowych imprez szkolnych, powiatowych, a nawet wojewódzkich. Odrębnym fragmentem naszego życia szkolnego były wycieczki klasowe. Pani prof. Maria Bieniek (wychowawczyni), potrafiła zarazić nas radością płynącą ze wspólnego podróżowania. Naszym rodzicom nie było łatwo pod względem materialnym, ale kilka miesięcy cała klasa oszczędzała w SKO (Szkolna Kasa Oszczędności), żeby w maju czy czerwcu pojechać na wycieczkę. Byłyśmy w Górach Świętokrzyskich, Chorzowie, Oświęcimiu, Krakowie, Żarnowcu (może jeszcze gdzieś, ale tyle pamiętam). Na tych integracyjnych imprezach ujawniało się wiele różnych talentów, o których w szkole nikt nie wiedział.
Niezapomniane były wyjazdy organizowane przez pana prof. Henryka Skupińskiego. Przewodniczył on szkolnej organizacji ZHP (Związek Harcerstwa Polskiego). Oczywiście też do ZHP należałam wraz z dość liczną grupa moich koleżanek z klasy. Stałym corocznym punktem był wyjazd na granicę polsko –czechosłowacką do Dukli z okazji Święta Wojska Polskiego. Tam prezentowałyśmy część artystyczną (w mundurkach harcerskich), ja z akordeonem. Po uroczystości zakończenia szkoły jechałyśmy do Svidnika, ciesząc się z pobytu za granicą. Na jednych wakacjach byłyśmy na kilkudniowym obozie w Stropkowie, a innym razem na obozie wędrownym od Myślenic do Krościenka. Było cudownie! Profesor uczył nas jak sobie radzić w różnych sytuacjach, jak nawiązywać kontakty z ludźmi i jak żyć w zgodzie i radości. Przez okres 5 lat nasza klasa personalnie i liczebnie zmieniała się, bo nie wszyscy otrzymali promocję. Pojawiły się „czarne chmury” nad Va, bo były osoby, którym nie „wychodziły” pozytywne oceny, ale nasza Pani wychowawczyni przekonała zespół Rady Pedagogicznej i wynik głosowania był w 100 procentach pozytywny.
Na szczęście wszyscy ukończyli szkołę. Byłyśmy jedynym z nielicznych roczników, który urządził komers, tj. bal na pożegnanie z profesorami po zdanej maturze. O ile na „studniówce” wszystkie byłyśmy ubrane w granatowe sukienki, w których przystąpiłyśmy do zdawania matury – to na komersie królowały kreacje, jakie dyktowała ówczesna moda, a równocześnie ujawniły się prawdziwe, dotąd nieznane oblicza niektórych koleżanek z mojej klasy oraz koleżanek i kolegów z klas równoległych. Mieliśmy już po 19 lat, a w rękach dyplomy ukończenia szkoły średniej. Przed nami pojawiło się nowe wyzwanie – co dalej? W tych czasach łatwo było o zdobycie pracy zawodowej i wielu absolwentów tak uczyniło. Około 20% podjęło dalszą naukę. Ja wybrałam studia w Wyższej Szkole Ekonomicznej w Krakowie. Studiowałam w latach 1970 – 1974, w tym również czasie, w lipcu 1972 r., wyszłam za mąż. Na ostatnim roku studiów otrzymałam tzw. stypendium ufundowane przez Kuratorium Oświaty i Wychowania w Rzeszowie. Jednym z warunków otrzymania tego stypendium było posiadanie zaświadczenia od dyrektora szkoły, że odpracuję jako nauczyciel trzy lata w danej szkole, oczywiście za wynagrodzeniem. Ja takie zaświadczenie uzyskałam od dyrektora Technikum Ekonomicznego w Jaśle, mgra Jana Mrozka. Nadmienię, że w czasie studiów równocześnie podjęłam naukę na Międzywydziałowym Studium Pedagogicznym przy WSE w Krakowie, co dawało mi pełne kwalifikacje nauczyciela przedmiotów ekonomicznych. Tak też się stało, bo 01.09.1974 r. jako magister ekonomii związałam się, za zgodą dyrektora, mgra Jana Mrozka, na dalsze lata z Ekonomikiem.
Początki mojej pracy zawodowej nie były łatwe. Od razu otrzymałam wychowawstwo w klasie Id (tj. Zasadnicza Szkoła Zawodowa – sprzedawca). W przydziale moich czynności znalazły się takie przedmioty, jak: arytmetyka, finanse i ekonomia polityczna. Dużo czasu poświęcałam w domu, aby przygotować się do prowadzenia zajęć – tym bardziej, że pracowałam w środowisku moich nauczycieli i bardzo zależało mi na tym, aby im dorównać. Obowiązkowy wymiar godzin – etat –wynosił 24 godz., a pracowało się 6 dni w tygodniu. Poza tym były również zajęcia w soboty po południu i w niedzielę do południa dla słuchaczy uczących się w systemie zaocznym.
Poza obowiązkami zawodowymi miałam oczywiście obowiązki rodzinne. W październiku 1974 r. urodziłam córeczkę Kasię. Po urlopie macierzyńskim wróciłam do pracy. Praca dawała mi coraz więcej zadowolenia. Stwierdziłam, że robię to, co lubię. Efekty mojej pracy dydaktycznej i wychowawczej były pozytywnie oceniane przez młodzież, rodziców, dyrekcję i współpracowników. Nie zrażałam się tym, że będę musiała ciągle się dokształcać, bo przemiany społeczno – gospodarcze, ekonomiczne i polityczne tego wymagały (i tak już jest do dzisiaj). Bardzo szybko przeminęło 33 lata mojej pracy w Zespole Szkół Ekonomicznych w Jaśle. Uczestniczyłam w wielu procesach reformowania polskiej szkoły. Prowadziłam wychowawstwo w kilkunastu klasach (bez przerwy). W 1985 r. powierzono mi funkcję zastępcy dyrektora ds. dydaktycznych. W tym właśnie roku pierwsza dyrekcja, mgr Jan Mrozek i jego z – ca mgr Eugeniusz Owiński, przeszła na emeryturę. Nowym dyrektorem został mgr Roman Kędzior. Byłam jego zastępcą do 1991 r.
Od 01.09.1991 r. nastąpiła zmiana i dyrektorem został mgr Bogdan Rzońca. W tym czasie powołano również drugiego zastępcę dyr. ds. wychowawczych, mgr Krystynę Błażków, a po jej przejściu na emeryturę zastąpiła ją mgr Magdalena Pawluś. Od 23.12.1997 r. szkołą kieruje mgr Robert Niemiec.
Od 01.09.2000 r. otrzymałyśmy z koleżanką nowe przydziały czynności, dostosowane do prowadzonej reformy szkolnictwa. Ja zostałam w – ce dyr. ds. kształcenia zawodowego, a koleżanka w – ce dyr. ds. kształcenia ogólnego. Miałam możliwość obserwowania zmian w szkole od 1965 r. (z przerwą na studia). Baza szkoły była i jest doskonalona w sposób ustawiczny. Często miały miejsce remonty budynku, np.: założenie centralnego ogrzewania, budowanie sali gimnastycznej, w której zdawałam już egzamin maturalny jako pierwszy rocznik oraz przybudówka na klasopracownię (mieszczą się tam dzisiaj pracownie komputerowe). Dużo czasu i pracy zajęła wymiana instalacji elektrycznej i stropów pomiędzy pierwszym a drugim piętrem, naprawa dachu, wybudowanie auli na bazie sali gimnastycznej i przeniesienie sali gimnastycznej o kondygnację wyżej, cały ciąg robót zmierzających do pokonania barier architektonicznych dla osób niepełnosprawnych (winda, toalety), wymiana stolarki (okna i drzwi). To tylko pobieżnie wymienione owoce starań wszystkich dyrektorów tej szkoły. Zarówno młodzież, jak i nauczyciele, ze zrozumieniem podchodzili do wszystkich trudności związanych z remontami, bo wiadomo było, że wszystkim będą służyć efekty tych prac. Równocześnie doposażono już istniejące klasopracownie i utworzono nowe. To w naszej szkole była pierwsza
w środowisku pracownia komputerowa (przekazana szkole przez MEN), wyposażona w komputery „Atari”. Proces komputeryzacji bardzo szybko postępował i dzisiaj szkoła ma kilka pracowni z komputerami i dostępem do Internetu. Młodzież uczestniczy w realizacji edukacyjnych programów Unii Europejskiej, takich jak „Socrates” (wymiana ze szkołą w Niemczech) i „Leonardo da Vinci” (wymiana ze szkołą w Danii). Prowadzona jest również współpraca z różnymi placówkami we Francji i na Węgrzech. Wśród wielu zadań programowych szczególnie ważnym jest doskonalenie językowe (niemiecki, angielski i francuski).
Z perspektywy minionych lat patrzę również na ewolucję naszego grona pedagogicznego. W pierwszych latach otaczali mnie moi eksnauczyciele, a ja z nutą zazdrości zawodowej obserwowałam ich osiągnięcia. Dzisiejsze grono pedagogiczne prawie dwukrotnie liczebniejsze, to w większości młodzi nauczyciele, a wśród nich są już moje eksuczennice, także moja córka (uczy j. angielskiego). Ciśnie mi się na usta refren dość znanej kiedyś piosenki śpiewanej przez Józefa Nowaka „Takiemu to dobrze...”.
Od 5 lat jestem na emeryturze (chociaż cały czas jeszcze pracuję z młodzieżą tylko, że w innych szkołach). Przepracowałam w Ekonomiku 33 lata jako nauczyciel przedmiotów zawodowych (w tym 22 pełniąc funkcję wicedyrektora). Być może mogłam swoje życie ułożyć inaczej. Miałam propozycję pozostania na swojej uczelni i podjęcia pracy naukowej. Może pracowałabym w pionie ekonomicznym jakiejś firmy, a może...? Jestem zadowolona, że wybrałam pracę w szkole i to właśnie w TEJ szkole. Za swoją pracę otrzymałam kilkakrotnie nagrodę dyrektora i kuratora, a także nagrodę II stopnia Ministra Edukacji Narodowej i Medal Edukacji Narodowej. Od lutego 2002 r. jestem nauczycielem dyplomowanym. Robiłam to, co dawało mi satysfakcję i zadowolenie. Jeszcze 01.09.1965 r. Jasło było dla mnie obcym i nieznanym miasteczkiem. Dzisiaj mam tu wielu przyjaciół i znajomych. W każdym banku, sklepie, różnych firmach i na ulicach spotykam się z życzliwym uśmiechem swoich byłych uczennic i uczniów. Wielu z nich zajmuje wysokie i odpowiedzialne stanowiska. Bardzo mnie to cieszy. Jako uczennica tej szkoły szukałam sposobu na kontakt z moimi rówieśnikami i tak zorganizowaliśmy spotkanie z okazji 15. rocznicy naszej matury, a 2 dwa lata temu, tj. w 2010 r. urządziliśmy bardzo udane spotkanie po 40 latach! Było wielu absolwentów, ale byli też z nami nasi profesorowie. Było wspaniale! Serdecznie wszystkich pozdrawiam na stronach tej publikacji. Pozwolę sobie jeszcze „dołożyć" kilka informacji o związku mojej rodziny z ZSE w Jaśle. Szkołę tę ukończyli:
mój syn – Piotr (ukończył w 1999 r.), moja siostra – Ryszarda (1973 r.), moja kuzynka – Lidia (1976 r.), moja kuzynka – Krystyna (1970 r.), siostra męża – Zofia (1963 r.), siostrzenica męża – Małgorzata.
Wspomniałam już, że córka Katarzyna jest nauczycielką j. angielskiego od 1995 r.
Szkoła świętuje piękny jubileusz 50 – lecia, (a tak niedawno było 40 – lecie). Z tej też okazji pozwolę sobie na stronach tej publikacji serdecznie pozdrowić moich nauczycieli, koleżanki i kolegów, byłe uczennice, uczniów i współpracowników oraz życzyć NASZEJ SZKOLE JUBILATCE wielu sukcesów i długich lat w służbie edukacyjnej i wychowawczej.
Zofia Wójcik (Fara)
W Ekonomiku pracuję od września 1983 r. Do pracy zostałam przyjęta przez Pana dyrektora Jana Mrozka. W tamtych czasach nie było jeszcze mody na przeprowadzanie rozmów kwalifikacyjnych przed podjęciem pracy, ale ja taką rozmowę z Panem dyrektorem odbyłam. Ku mojemu zaskoczeniu zostałam przeegzaminowana z podstawowych pojęć z zakresu ekonomiki rolnictwa. Zostałam przyjęta do pracy jako nauczyciel przedmiotów zawodowych, ale równocześnie przez 2 lata pracowałam jako wychowawca w Internacie, działającym przy tej szkole, kilka miesięcy pełniłam funkcję kierownika Internatu.
Od 1 września 1987 pracuję w szkole w pełnym wymiarze jako nauczyciel przedmiotów zawodowych, a od 1 września 2007 pełnię funkcję wicedyrektora.
Miałam szczęście pracować w szkole, gdy uczęszczało do niej ponad 1000 uczniów. W czasie przerw trudno było się przemieszczać przez tłoczne i gwarne korytarze. Szkoła oprócz kształcenia dziennego prowadziła również kształcenie w systemie zaocznym, były to klasy technikum i szkoły policealnej. Pamiętam bardzo duże zainteresowanie szkołą w okresie, kiedy Pan dyrektor Roman Kędzior zorganizował pierwszą klasopracownię komputerową. Nasi uczniowie przyprowadzali kolegów z innych szkół pod budynek szkoły i z ogromną satysfakcją pokazywali okna tej klasopracowni. Przez cały okres mojej pracy zawodowej, szkoła kształci młodzież w zawodzie technik ekonomista, jest to zawód, który zawsze jest kojarzony z Ekonomikiem. To głównie z tych klas wywodzą się finaliści i laureaci różnych konkursów i olimpiad, przede wszystkim Olimpiady Ekonomicznej i Olimpiady Przedsiębiorczości. Wielu absolwentów tych klas kontynuowało naukę na Akademii Ekonomicznej, również kończyli studia humanistyczne, czy techniczne. Kształcenie handlowe było prowadzone na poziomie szkoły zasadniczej w zawodzie sprzedawca, a od 1993 r. w technikum i szkole policealnej w zawodzie technik handlowiec. Ostatnie klasy w zawodzie sprzedawca ukończyły naukę w 2005 r. Początki mojej pracy zawodowej w tej szkole to również praca w Liceum Zawodowym, w którym mieliśmy klasy o profilu pracownik administracyjno – biurowy. Po wycofaniu tych szkół, wprowadzono klasy o podobnym programie nauczania, czyli Licea Profilowane. Nasza szkoła prowadziła do bieżącego roku profil administracyjno –biurowy.
Licea Profilowane nie sprawdziły się w kraju, natomiast u nas cieszyły się dużym zainteresowaniem, zdawalność matur w tych klasach była bardzo wysoka, w większości z nich stuprocentowa. Szkoła kształciła też techników rachunkowości rolnej, techników rachunkowości i techników administracji.
W roku 1998 w naszej szkole zostało utworzone IV Liceum Ogólnokształcące. Młodzież bardzo chętnie składała podania do tej szkoły. Dużym powodzeniem cieszyły się klasy z rozszerzoną matematyką i informatyką oraz klasy humanistyczne, czyli tzw. „medialne”. Klasy matematyczne osiągały w powiecie jasielskim największy wskaźnik EWD, absolwenci są bardzo dobrze przygotowani do dalszej edukacji na wszystkich uczelniach, gdzie jest wymagana matura z matematyki w zakresie rozszerzonym. Niestety w planach naboru na rok szkolny 2012/2013 klasy z rozszerzeniem matematycznym nie zostały uwzględnione.
Historia naszej szkoły od kilkunastu lat wiąże się z klasami integracyjnymi, z kształceniem młodzieży niepełnosprawnej fizycznie. Uczniowie tych klas to bardzo miła i sympatyczna młodzież, zaangażowana w naukę, bardzo związana emocjonalnie ze szkołą. Matura w tych klasach jest zdawana w stu procentach, efekty świadczą o dużym wkładzie pracy nauczycieli w proces dydaktyczny i wychowawczy. Klasy integracyjne od początku swego istnienia otoczone są szczególna troską Pani pedagog Elżbiety Kalisz – Niemiec oraz Pana Dyrektora Roberta Niemca.
Wprowadzenie nowych zawodów to pewien niepokój o to, jak nowy zawód zostanie przyjęty przez uczniów i słuchaczy oraz czy absolwenci znajdą pracę, jak poradzą sobie w czasie studiów.
W ostatnich latach Rada Pedagogiczna wielokrotnie analizowała wykaz zawodów, dla których opracowano podstawę programową i starała się wybrać zawód spełniający oczekiwania rynku pracy. Przy dużym bezrobociu, jakie jest na Podkarpaciu, to zadanie bardzo trudne. Jednak wprowadziliśmy nowy zawód technik obsługi turystycznej, cieszy się on zainteresowaniem wśród absolwentów gimnazjów.
Przez wiele lat matury i egzaminy zawodowe były organizowane i przeprowadzane w szkole. Wymagało to dużego wkładu pracy w ich przygotowanie, zorganizowanie, a szczególnie poprawianie pisemnych prac maturalnych. Egzaminy zawodowe polegały głównie na ocenie odpowiedzi uczniów na wylosowane pytania, były również elementy związane z wypełnianiem i sporządzaniem dokumentów. Uczniowie zdawali egzamin według określonego harmonogramu, dzień po dniu, więc zdarzały się sytuacje, że dany nauczyciel przez kilka dni przez wiele godzin pracował jako członek komisji. Uczeń mógł wybrać inną formę uzyskania zawodu, mianowicie mógł pisać pracę dyplomową, która obejmowała część pisemną i praktyczną. Na zaliczenie części praktycznej młodzież wykonywała trwałe plansze, zestawy dydaktyczne, prezentacje multimedialne, zestawy demonstracyjne do określonych przedmiotów. Niektóre z pomocy dydaktycznych, wykonane przez uczniów, są do dzisiaj wykorzystywane przez nauczycieli. Prace dyplomowe były dobrym sposobem na uzyskanie zawodu, wzbogacały zasób pomocy dydaktycznych szkoły.
Od 1 września 2012 r. poszerzamy ofertę edukacyjną szkoły, wprowadzając zawody: technik organizacji reklamy i technik cyfrowych procesów graficznych.
W roku szkolnym 2012/2013 naukę rozpoczynają klasy realizujące nową podstawę programową. W każdym zawodzie wyodrębnione są kwalifikacje zawodowe. Aby uzyskać zawód, uczeń będzie musiał zdać egzaminy zewnętrzne z wszystkich kwalifikacji. Podstawa programowa przewiduje przedmioty ogólnokształcące w zakresie podstawowym, rozszerzonym i tzw. przedmioty uzupełniające. Zmiana podstawy programowej, inna organizacja kształcenia to duże wyzwanie dla szkoły i poszczególnych nauczycieli. Mamy duże obawy, czy reforma edukacji w takiej formie się sprawdzi, spełniając oczekiwania młodzieży i rodziców.
W mojej pamięci szczególnie mocno tkwią wspomnienia związane z wprowadzeniem przez MEN matur i egzaminów zewnętrznych. Z jednej strony pojawiło się zadowolenie z faktu, że wreszcie wyniki matur i egzaminów przeprowadzane w różnych szkołach będą porównywalne, a z drugiej strony wielka obawa i niewiadoma. W związku z tym, że uczę przedmiotów zawodowych byłam zaangażowana w przygotowanie i przeprowadzenie egzaminów potwierdzających kwalifikacje zawodowe. Pierwszymi klasami, które musieliśmy przeprowadzić przez nowe procedury uzyskiwania zawodu w roku 2005, były klasy ZSZ zdobywające zawód sprzedawcy. Nasi absolwenci zdawali egzamin w Krośnie w nowym i nieznanym dla nich miejscu. Wówczas kierownikiem szkolenia praktycznego była kol. Alicja Libucha, która z wielkim zaangażowaniem wraz z innymi nauczycielami uczącymi w tych klasach prowadziła przygotowania uczniów do nowej formy egzaminu. Zorganizowała dla nich wycieczkę do miejsca, w którym mieli zdawać egzamin w celu zapoznania uczniów z miejscem egzaminu i sposobem zorganizowania stanowiska pracy. Następnie jeździła z poszczególnymi grupkami absolwentów na egzamin, pomimo że to zadanie nie należało do jej obowiązków zawodowych. Efekty przygotowań były bardzo dobre, wszyscy absolwenci zdali egzamin pozytywnie i uzyskali zawód. Po raz pierwszy absolwenci technikum zdawali egzamin zewnętrzny potwierdzający kwalifikacje zawodowe w zawodzie technik ekonomista i technik handlowiec w roku 2006. Nadmienię, że główna trudność polegała na tym, że, aby zdać egzamin, uczeń musiał uzyskać z części teoretycznej, czyli testu 50% punktów, z części dotyczącej samozatrudnienia 30%, natomiast z części praktycznej aż 75% punktów. Spełnienie wszystkich warunków pozwalało uzyskać zawód. I znowu było dużo stresu, ale wszystko potoczyło się bardzo dobrze. Zasady dotyczące warunków uzyskania zawodu nadal obowiązują. Wszyscy nauczyciele bardzo zaangażowali się w proces przygotowania uczniów do egzaminu i wspólnie zostały wypracowane procedury przejścia przez wszystkie etapy przygotowania do zawodu.
Nasuwa się pytanie, jakie są moje refleksje dotyczące nowej formuły uzyskiwania zawodów na poziomie szkoły średniej? Samo wprowadzenie egzaminów zewnętrznych jest dobrą decyzją, gdyż powoduje to, że wyniki egzaminów są porównywalne, możliwa jest ocena wyników poszczególnych placówek, szczególnie tych, które kształcą w tych samych zawodach.
W procesie przeprowadzania egzaminów można wiele jeszcze usprawnić, moim zdaniem uczeń powinien mieć możliwość wyboru zadania. Posłużę się przykładem projektów, które ma opracować uczeń w zawodzie technik handlowiec. Dany absolwent może być bardzo dobrze przygotowany w określonej branży, w innej natomiast bardziej ogólnie. Zależy to od tego, gdzie odbywały się jego praktyki zawodowe, jakie są zainteresowania i zdolności danego ucznia. Od początkowego momentu wprowadzenia matur i egzaminów zawodowych zewnętrznych, wszyscy nauczyciele mieli wiele uwag odnośnie stosowanych kluczy odpowiedzi, które są obowiązujące, egzaminator kieruje się nimi,poprawiając prace. Obecnie mniej stawia się na proces twórczy ucznia, na kształcenie logicznego myślenia, a bardziej uczy się rozwiązywać określone testy, czyli zastosowania pewnych wyćwiczonych schematów.
Szkoła to przede wszystkim uczniowie, ich sukcesy i codzienna praca. Bardzo miło wspominam uczniów, którzy pod moją opieką przygotowywali się i brali udział w Turnieju Wiedzy i Umiejętności Handlowo – Menedżerskich na etapach okręgowych i w finałach, w konkursach organizowanych przez Podkarpacką Izbę Gospodarczą oraz w Konkursie Na Najlepszego Sprzedawcę. Dobrze szkołę reprezentowali: Katarzyna Petka, Anna Rączka, Anna Zając, Anna Szańca, Dominik Wójcik, Teresa Gotfryd, Joanna Berkowicz, Renata Dąbrowska, Marek Mikoś, Grzegorz Pastuszczak. Przepraszam jeżeli kogoś nie wymieniłam, dodam tylko, że wszyscy byli chętni do pracy, sympatyczni i ciekawi nowych zadań.
W mojej pamięci ważne miejsce zajmują uczniowie klas, w których pełniłam funkcję wychowawcy. Miałam przyjemność współpracować z sympatycznymi uczniami przygotowującymi się do zawodu sprzedawcy w ZSZ. Byli oni bardzo związani z firmami, gdzie odbywali praktyki zawodowe, poprzez ciągły kontakt z klientami stawali się bardziej dorośli. Bardzo dobrze znali i rozumieli relacje występujące w świecie ludzi dorosłych. Na godzinie wychowawczej przypominaliśmy sobie komiczne sytuacje i dialogi, z którymi spotykali się w sklepach na co dzień. Przytoczę jedną z nich:
Rozmowa sprzedawcy z klientem:
S: – W czym mogę pomóc? Może coś podać?
K: – Chciałam kupić skarpety.
S: – Ale jakie?
K: – Takie na mojego szwagra.
Uczniowie klasy technik administracji (IV ad) byli czasem bardzo poważni, jak przystało na przyszłych urzędników, ale równocześnie skorzy do pomocy koleżeńskiej i poświęceń. Opiekowałam się również dwoma klasami zdobywającymi zawód technik handlowiec. Wspominam ich jako ludzi pełnych energii, pomysłowych i przedsiębiorczych. Niektórzy z nich byli bardzo zaangażowani w pracę Spółdzielni Uczniowskiej „Ptyś”. Natomiast słuchacze Policealnego Studium Zawodowego, kształcący się w kierunku handlowym, nie stwarzali żadnych kłopotów wychowawczych, byli bardzo samodzielni i zorganizowani. Sami przygotowywali wycieczki przedmiotowe, degustacje towaroznawcze i pomoc koleżeńską. Sukcesy moich uczniów bardzo mnie cieszą, a porażki smucą i są powodem do refleksji. Moich uczniów porównuję do szlachetnych kamieni. Każdy ma inny kolor i świeci innym blaskiem. Należy zadbać o to, aby ten blask wydobyć, a kamień dobrze oszlifować i zaproponować odpowiednią oprawę. Trzeba uważać, aby go przypadkiem nie zadeptać.
Szkołę tworzą uczniowie, ale również jej pracownicy. Bez zgranego zespołu kadry dydaktyczno – wychowawczej, dobranego zespołu pracowników biurowych i obsługi, placówka nie osiągnęłaby zamierzonych celów. Pracownicy naszej szkoły to w znacznej części kobiety, które poza obowiązkami zawodowymi mają liczne obowiązki rodzinne. Wspólnie przeżywałyśmy narodziny kolejnych naszych dzieci, ich choroby, problemy, cieszyły nas ich sukcesy. Ja również urodziłam i wychowałam troje dzieci: Pawła, Daniela i Bartosza. Godziłam obowiązki rodzinne z zaliczaniem kolejnych kursów, studiami podyplomowymi, uzyskiwaniem tytułu nauczyciela dyplomowanego, egzaminatora OKE, tytułu eksperta uczestniczącego w komisjach kwalifikacyjnych lub egzaminacyjnych dla nauczycieli ubiegających się o awans zawodowy.
W naszej szkole zawsze bardzo ważna była współpraca pomiędzy Komisją Przedmiotów Zawodowych i Komisją Przedmiotów Ogólnokształcących. Zawsze zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że na efekty pracy nauczycieli przedmiotów zawodowych ma również wpływ praca nauczycieli przedmiotów ogólnokształcących. Przez wiele lat za kształcenie zawodowe odpowiadała Pani dyrektor Zofia Wójcik, która bardzo dobrze organizowała i rzetelnie wykonywała swoją pracę, tego też oczekiwała od innych. Zawsze podkreślała, że za wyniki nauczania i wychowania odpowiada cały zespół nauczycieli uczących w danej klasie. O zachowanie ciągłości oraz wprowadzanie kolejnych zmian zawsze troszczyły się przewodniczące KPO, czyli Mirosława Karp, a następnie Wioletta Sepioł oraz przewodniczące KPZ Anna Wojdyła, Urszula Budziak i Renata Siepietowska. Alicja Libucha i Ewa Kusibab troszczyły się również o kształcenie praktyczne, pełniąc kolejno funkcje Kierownika Szkolenia Praktycznego.
Każda prawdziwa szkoła ma swoją tradycję, czyli coś, co jednoczy całą społeczność szkolną, czyli uczniów, rodziców, nauczycieli i wszystkich pracowników szkoły. Oczywiście nasza szkoła, która ma już 50 lat wypracowała swoją tradycję. Składają się na nią różne imprezy okolicznościowe, wyjazdy, spotkania. Z ważniejszych mogę wymienić coroczne rozpoczęcie i zakończenie roku szkolnego, przyjęcie pierwszoklasistów, studniówki, pożegnanie maturzystów, wigilie klasowe i spotkania wigilijne pracowników szkoły, jasełka, Dzień Nauczyciela, imprezy o charakterze integracyjnym, patriotycznym, liczne wycieczki dla uczniów oraz wycieczki dla pracowników szkoły. Wszystkie te wydarzenia tkwią w naszych umysłach, gdyż były w naszych sercach. Niektóre z imprez o charakterze patriotycznym miały zasięg powiatowy i były okazją do współpracy wszystkich szkół średnich. W historię szkoły wpisały się również: Konkurs Steinhausa, konkursy poetyckie, działania związane z promocją zdrowego stylu życia, działalność Spółdzielni Uczniowskiej „Ptyś” i „Pchli Targ”. Historia szkoły wiąże się ze stałą współpracą z rodzicami naszych uczniów oraz zakładami pracy, które przyjmują naszą młodzież na praktyki zawodowe.
Bez zaangażowania rodziców, bez pomocy życzliwych nam firm, szkoła nie mogłaby funkcjonować. W imieniu wszystkich pracowników szkoły, w imieniu naszych uczniów i absolwentów serdecznie Wszystkim dziękuję. Dbamy o tradycję we współczesności, o zachowanie wartości ponadczasowych, trwałych, o zachowanie tego, co dobre, wartościowe w działaniach naszej placówki, a równocześnie wprowadzamy kolejne zmiany, po to, aby szkoła była nowoczesna.
Efektem trudu i wysiłku włożonego w realizację zadań dydaktycznych, wychowawczych, gospodarczych i organizacyjnych są bardzo dobre wyniki wszystkich szkół wchodzących w skład Zespołu Szkół nr 4 w Jaśle. Zajęcie przez nasze technikum, czyli Technikum nr 4 w tegorocznym ogólnopolskim rankingu szkół drugiego miejsca w województwie podkarpackim, a 24 w Polsce jest tego dowodem.
Małgorzata Sławniak
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |



1961-1988
















































































